Salezjańska historia salezjańskiego człowieka



Poznałem wspaniałych ludzi. Gdzie?
Byłem w USA, w Wilnie i w Rzymie. Dzięki komu?
Odnalazłem i kształtowałem swoją pasję - fotografię. Gdzie?
Nawróciłem się. Dzięki komu?
Spędziłem szczęśliwe 6 lat mojego życia. Gdzie?
Znajduje się na osiedlu Bohaterów II Wojny Światowej w Poznaniu. Co?


Na te wszystkie pytania odpowiedź jest tylko jedna - Zespół Szkół Salezjańskich w Poznaniu.
Tak, ja Sebastian Podstawski, jestem jej uczniem, jestem jej szczęśliwym i dumnym uczniem. Wróćmy do początków - pozwólcie, że zacytuję swoje podanie do gimnazjum, czyli w zasadzie, dlaczego wybrałem akurat Salezjanów.

Chciałbym wybrać Salezjańską Szkołę, ponieważ jest to bardzo dobra szkoła, [...] łączy wysoki poziom nauczania z wartościami katolickimi. [...] W Salezjańskich Szkołach mam wiele znajomych z karate - bardzo ich lubię. [...]

Jak się wkrótce okazało, wcale się nie myliłem. Mówiąc o początkach, przydałoby się też jakieś zdjęcie. Pierwsza "fotka", jaką znalazłem w swoich archiwach pochodzi z stycznia 2015 roku (czyli po 4 miesiącach mojej edukacji gimnazjalnej).


A tam nie kto inny jak ADAM ZEMLER! Większość obecnych uczniów, absolwentów i nauczycieli dobrze wie, że trzymamy się razem, już (a raczej dopiero) od 6 lat! W tej szkole poznaje się w wspaniałych ludzi. Ja poznałem prawdziwego przyjaciela, nie takiego udawanego, ale takiego naprawdę na serio. Przyjaźnie na całe życie to coś wspaniałego, czego ja doświadczam. To takie wspomnienie z początków, które trwa do dziś.

A przechodząc już bezpośrednio do moich wspomnień. Będzie ich w sumie dziewięć, są ułożone losowo 😊

1. Maria Miś i tańce

Kim jest Maria Miś? Marysia jest doskonale znaną osobą w naszej salezjańskiej szkole, bardzo lubianą, która niestety w zeszłym roku jako maturzystka, opuściła nasze liceum.
Nasza historia zaczęła się w mojej drugiej klasie gimnazjum, kiedy to jedna z grup projektowych organizowała "Wieczór miłości". Moja ówczesna wychowawczyni zmotywowała mnie do poznania Marysi i zaproponowała, byśmy na tym wydarzeniu zatańczyli jakiś taniec. Od tego wszystko się zaczęło - Marysia jest świetną choreografką, wymyśliła dla nas układ i zatańczyliśmy (udanie) to co zaplanowaliśmy.
Na tym nie skończyliśmy swojej historii tanecznej, ponieważ przygotowywaliśmy się do Belfra w 2017 roku, ale nie byliśmy przekonani do końca co do układu, a dodatkowo na jednej z prób scena się pode mną załamała (była wtedy złożona z stołów), więc ostatecznie tamtego roku się nie udało.
Nie poddaliśmy się i w 2018 roku podczas "Wieczoru miłości" zwarliśmy szyki i zatańczyliśmy dwa tańce. Jeden był grupowy, wraz z moimi i Marysi przyjaciółmi, a jeden zatańczyliśmy tylko w dwójkę. Naprawdę daliśmy czadu. Z zabawnych historii muszę powiedzieć, że trochę głupio się czułem, tańcząc w różowej koszuli (ale czego się nie robi dla występów). Dodatkowo na 10 dni przed "Wieczorem" zniknąłem na tydzień wyjeżdżając do Szkocji, za co Marysia i cała grupa chciała mnie zabić, ale na szczęście, bez takiej dużej ilości prób, udało się nam niesamowicie wystąpić.
Poprzednio wysoko podnieśliśmy poprzeczkę, więc nie mogliśmy jej obniżyć. Nasz układ na Belfra 2018 był bardzo wymagający. Połowę prób spędziliśmy chyba na ćwiczeniu jednego wyskoku (przez nas zwanego "180"). Z smutkiem tańczyliśmy wiedząc, że to nasz prawdopodobnie ostatni taniec, ale naprawdę było warto. Te godziny, które spędziłem z Marysią na próbach i na samych występach są nie do zapomnienia. 



2. Projekt gimnazjalny

Cudowny czas - druga gimnazjum, pełnia młodości. Mamy zrealizować projekt gimnazjalny - dowolnie z kim, dowolnie o czym. Wybraliśmy wręcz perfekcyjnie obie te rzeczy. Wraz z Adamem, Emilią, Madzią, Wiktorią, Zuzą i Panią Marią nakręciliśmy film o tym, jak spędzić wakacje w Poznaniu. Sam film był tylko zwieńczeniem całych prac, czyli dwumiesięcznego czasu. Z tego okresu mamy tyyyle wspomnień. Wiele razy naszą grupą projektową spotykaliśmy się, by nagrywać różne urywki filmu - w zoo, w Parku Wilsona, nad Wartą, w bibliotece, na Rynku i w wielu innych miejscach, gdzie się niesamowicie bawiliśmy. Oprócz samej konieczności zrobienia projektu, byliśmy też paczką przyjaciół, która skorzystała na temacie projektu, bo spotykaliśmy się prawie codziennie. Miało miejsce tyle sytuacji, gdzie staliśmy w środku miasta i śmialiśmy się do rozpuku. Wiele historii wiąże się z samym nagrywaniem - zdarzyło mi się filmować dość niestosowne rzeczy, które przez przypadek trafiły do Pani Marii (za niestosowne nagrania mam na myśli najazdy i zbliżenia na końcówkę układu wydalniczego słonia). Nie dość, że stworzyliśmy wspaniały projekt, to jeszcze lepiej się poznaliśmy, zintegrowaliśmy się i spędziliśmy niesamowity czas, który nadal dość często pojawia się w naszych wspomnieniach.


3. Imprezki - połowinki, bal i studniówka

Młodość bez imprez to nie młodość. A ich w Zespole Szkół Salezjańskich miałem pod dostatkiem. Zaczynając od różnych imprez - karnawałowych, andrzejkowych, integracji licealnych, połowinek - przechodząc do tych najważniejszych, czyli Balu Gimnazjalnego i Studniówki - to wydarzenia, z których za każdym razem wychodziłem bardzo zmęczony, ale z wielkim uśmiechem na twarzy. Już od dziecka lubiłem taniec, a każda szkolna impreza dawała mi możliwość praktykowania mojej pasji. Każdą dyskotekę wspominam naprawdę dobrze. Ale te dwie ważniejsze imprezy, przedstawione na zdjęciach, pamiętam doskonale. Bawiliśmy się odpowiednio do godziny 1 w gimnazjum i do 3 w liceum. Wszyscy szykownie ubrani, mnóstwo jedzenia i ta atmosfera - było cudownie. Oprócz tysięcy kroków postawionych w tańcach, mam też mnóstwo zdjęć, które stanowią bardzo cenną pamiątkę.


4. Rekolekcje

W każdej szkole w Polsce są organizowane rekolekcje - więc to nic specjalnego. Ale u nas jest to coś wyjątkowego. Co roku każda klasa wyjeżdża na jedną noc do Zaborówca, by tam wspólnie przeżyć niesamowity czas. Te dwa dni to coś takiego, na co wszyscy (no dobra, może nie wszyscy, ale przynajmniej ja) czekają. Chłopacy zawsze grają w piłkę, mamy ciekawe konferencje, zawsze poruszającą adorację, a następnie wspólnie z przyjaciółmi w pokoju przesiadujemy do późna. Chyba nigdy nie było sytuacji, żebym poszedł spać szybciej niż o 4 nad ranem. Granie w gry planszowe, szczere rozmowy to nieodłączny element każdych rekolekcji. Nie mógłbym też zapomnieć o przemykaniu do innych pokoi w nocy, tak by uniknąć wzroku nauczycieli oraz o zabieraniu dodatkowych telefonów (w gimnazjum na rekolekcjach je nam zabierano), by mieć jakiś kontakt ze sobą między pokojami. Tak, z Zaborówcem wiąże się wiele historii. 

5. Samorząd

W samorządzie działam już od gimnazjum. W mojej drugiej klasie liceum miałem przyjemność zostać wybranym (a raczej jedynym chętnym) przewodniczącym szkoły. Było to bardzo ciekawe doświadczenie, wkładałem dużo serca w prace, w różne projekty szkole. Różne śmieszne sytuacje zdarzały się, gdy z Weroniką Iwanowską (wiceprzewodniczącą) rozwieszaliśmy plany lekcji, zostając w szkole do 17/18, albo gdy z Adamem Zemlerem (skarbnikiem) staraliśmy się powiesić duży zegar w holu górnym (a jak się okazało później, nawet nie mieliśmy do tego uprawnień). Ten rok bycia przewodniczącym to był taki budujący czas, który dał mi dość dużą lekcję pokory. Pełniąc tę funkcję, nauczyłem się być jeszcze bardziej zaangażowany.


6. Stypendium i szeroko pojęte wycieczki

Niektórzy uważają, że wszystko zależy od człowieka, że szkoła nie ma znaczenia. Nie jest tak w przypadku Zespołu Szkół Salezjańskich. Oczywiście, szkoła daje wartości i tak dalej, o czym już mówiłem, ale teraz chcę się skupić na tym, że nasza szkoła daje MOŻLIWOŚCI. W minione wakacje odbyłem podróż swojego życia - spędziłem 7 tygodni w USA. A to wszystko dzięki szkole. Byłem przeszczęśliwy, kiedy dowiedziałem się, że jako jeden z dwóch uczniów (oczywiście znowu pojawia się tu Adam Zemler) lecę do Stanów Zjednoczonych w ramach stypendium. Przeżyłem cudowny czas, została dla mnie wybrana przemiła rodzina, mam tyle wspomnień z tych wakacji, ale to nie dotyczy bezpośrednio szkoły, więc odsyłam i zapraszam - seba-usa2019.blogspot.com.


Oczywiście Stany Zjednoczone to nie jedyna wycieczka. Mogłem także brać udział w naszych klasowych wyprawach zagranicznych. Zwłaszcza pamiętam tę podróż do Rzymu w drugiej klasie gimnazjum oraz do Wilna w pierwszej liceum. Obie te wycieczki pod przewodnictwem księdza Dyrektora były wspaniałym doświadczeniem, z których wyniosłem nie tylko to, że w Rzymie jest mnóstwo kościołów lub Adam Mickiewicz pojawia się w praktycznie każdym miejscu Wilna, ale też niesamowity czas z przyjaciółmi z klasy.


7. Pasja - fotografia

Tak jak napisałem na początku - w szkole odnalazłem swoją pasję. Jak to się stało? Zawsze miałem jakieś przywiązanie do robienia zdjęć, ale nigdy nie przykładałem dużej wagi do tego. Zmieniło się to w gimnazjum, gdy poznałem panią Marię i księdza Dawida. Zapisałem się do Salezjańskiej Kamery, zacząłem trochę więcej używać swojego aparatu, a dzięki księdzu mogłem robić zdjęcia na uroczystościach szkolnych profesjonalnym aparatem. To dało mi szeroki pogląd na to, ile można zrobić dzięki dobrej lustrzance. Pamiętam te czasy, kiedy ksiądz Dawid użyczał mi na szkolne msze aparatu i mówił, żebym zrobił maksymalnie 30 zdjęć, a ja i tak robiłem 150. Potem zacząłem się już trochę ograniczać, przywiązując wagę do tego, co chcę uchwycić. I w taki sposób, krok po kroku, korzystając z aparatu i rad księdza Dawida, fotografia stała się moją największą pasją.

8. Licealna Grupa Teatralna

W liceum zdecydowałem się na dołączenie do naszej Licealnej Grupy Teatralnej. Była to bardzo dobra decyzja w moim życiu. Może nie byłem jakimś wielkim pasjonatem aktorstwa wcześniej (zwłaszcza będąc na mat-fizie), ale nasza grupa obudziła we mnie to hobby. Przez 3 lata z zaangażowaniem chodziłem na próby i występowaliśmy wspólnie. Nie sposób opisać wszystkich wspomnień, tego co działo się na naszych próbach. Czasami było to bite 1,5 godziny śmiechu i głupawki, a czasem 1,5 godziny wstydu, że nikt nie umie tekstu. W każdym razie wiele godzin spędzonych w doborowym towarzystwie. Na przykład pamiętam, jak przed przedstawieniem "Damy i huzary" otwieraliśmy diabełki (takie małe wybuchowe kulki), żeby stworzyć z nich jedną wielką "bombę", by imitowała ona wybuch z armaty. Było to bardzo niebezpieczne zadanie, ale cóż... poświęcenie było warte. Może przytoczę też tu jedną z sytuacji z ostatniego przedstawienia - "Letni dzień". Mieliśmy takie dwa momenty, kiedy Marysia (Dama) mogła się nade mną pastwić - między innymi podczas gimnastyki plażowej, kiedy ja musiałem się rozciągać na oczach całej publiczności, a Marysia mogła po prostu nie wchodzić na scenę przez jakąś chwilkę, a ja musiałem po prostu grać. Podobna sytuacja zdarzała się przy moim mówieniu “proszę”, kiedy Dama domagała się, aby Ud mówił głośniej. Warto tu zaznaczyć, że posiadam wadę wymowy "r", więc każdorazowe "proszę" brzmiało komicznie. Obie te akcje z ochoczą radością Marysia wykorzystywała na próbach. Cała Licealna Grupa Teatralna zbudowała we mnie mnóstwo pozytywnych wspomnień.


9. Lina/Cuma - czyli po prostu Salezjańskie Duszpasterstwo Młodzieżowe

Na pierwszej religii w trzeciej gimnazjum, kiedy zmienił nam się nauczyciel, ksiądz Dawid zapytał, kto należy do jakiegoś duszpasterstwa. Parę osób się zgłosiło, ale nie byłem to ja. Następne pytanie było, kto by chciał. No i oczywiście w tym przypadku moja ręka poszybowała w górę. Od tego się tak naprawdę zaczęła moja przygoda z Liną. Jestem w niej od początku, byłem na wszystkich wyjazdach - oj tu by się można bardzo dużo rozpisać. Niestety nie są to wspomnienia o Linie (która teraz nazywa się Cumą), tylko szkole. Dlaczego o tym w ogóle mówię? Przytaczam to, ponieważ gdyby nie szkoła to prawdopodobnie nie znalazłbym się w tym duszpasterstwie. Niesamowite historie, piękne przyjaźnie i najlepsza przyjaźń z Panem Bogiem. To dzięki naszej szkole salezjańskiej. 



To co tu opisałem, to zaledwie skrawek różnych historii, wydarzeń, niesamowitych wspomnień, które posiadam w związku z naszą Salezjańską szkołą. I chciałbym zakończyć to jednym...

JESTEM WDZIĘCZNY ZA BYCIE UCZNIEM AKURAT TEJ SZKOŁY

Sebastian Podstawski :)

Komentarze